niedziela, 15 lutego 2009

3. I jest ładniej...

Może zima nie minęła, ale zrobiło się przyjemniej. Nawet miałem ochotę wyjść porobić zdjęcia, ale wczoraj stała się rzecz równie absurdalna, jak założenie tego bloga. Właściwie nie byłaby tak absurdalna, gdyby nie to, że powstał trzy dni wcześniej.

Zostałem właśnie w pięknym dniu wczorajszym obudzony przez siostrę wczesnym rankiem (jakoś tak jedenasta, czy któraś). Poinformowała mnie, że upuściła aparat i się popsuł. Epic.

To teraz, póki aparat jest popsuty, posiłkować się muszę zdjęciami archiwalnymi, bo nie chcę przecież tak od razu zawieszać bloga.

Więc dziś Ozorków, chociaż to nie on był celem tych dwóch zdjęć.
Zdjęcia zrobiłem na wycieczce rowerowej 19. czerwca w roku minionym.

007

008

Na pierwszym zdjęciu rowerzystka złapana na tle pałacu Schlösserów, na drugim tło dla rowerzysty stanowi kościół ewangelicko-augsburski pw. dwunastu Apostołów Jezusa Chrystusa.

Zarówno Ozorków, jak i pałac oraz kościół zapewne znajdą się jeszcze na tym blogu, więc nie będę się teraz na ich temat rozpisywał.
Chcę czerwiec!

piątek, 13 lutego 2009

2. Zimo, wy...nocha!

Naprawdę mam jej już dość. Człowiek akurat planuje wyjazd na miasto z celem dodatkowym (acz w moich oczach istotniejszym od głównego) zrobienia paru zdjęć, a tu ziemia biała, niebo białe i mgła jeszcze dla zwiększenia dramaturgii. Żeby mi tylko wtorek tak nie wyglądał, bo przewiduję kolejny wypad.

Z chęcią dałbym teraz jakieś letnie zdjęcie, ale nie jestem w stanie nic wybrać. Dam więc coś może mało malowniczego, ale bardzo kojarzącego mi się z Łodzią, przynajmniej od pewnego czasu.

Właściwie to się bardzo się dziwiłem moim znajomym z innych miast, że widok ten wielce ich zaskoczył. Bo jakże to? Na amerykańskich filmach jest, w Łodzi jest, a we Wrocławiu, Gdańsku, itd. niet?

Zjawisko występuje tylko zimą i sfotografowane przeze mnie niestety właśnie dziś. Najciekawiej wygląda to w grupie, gdy ulice oświetlają tylko latarnie.

O czym mowa?

Studzienka 1

Dlaczego u nas tak, a u innych nie?

Studzienka 2

Czy może jednak u innych też, a znajomi z dalekich stron mi tu ściemniają?

czwartek, 12 lutego 2009

1. Park Helenowski czyli dramat w IV aktach

Mój pierwszy wpis postanowiłem poświęcić jednemu z moich ulubionych parków, którym to zdarzało mi się często w zamierzchłych czasach (czyli rok temu) przechodzić po drodze z potwornego budynku katedry filologii rosyjskiej do przystanku tramwaju 16, dzięki czemu powrót do domu ze szkoły wydłużał mi się o jakieś 45 minut.

Park został utworzony z inicjatywy synów założyciela browaru nad Łódką, Karola Anstadta, w roku 1881. Swoją nazwę zawdzięcza imieniu żony jednego z synów Karola - Ludwika. W tamtych czasach był z pewnością najwspanialszym parkiem w Łodzi, posiadał wiele atrakcji i szybko stał się modnym miejscem wśród łódzkiej śmietanki. Po więcej informacji o tym parku zapraszam tutaj.

Helenów 1

Z parku od strony ulicy Północnej rozciąga się malowniczy widok na stawy na rzece Łódce i górujące nad nimi wieże fabryki Biedermanna, w oddali też widoczny jest kościółek mariawicki (nie, akurat nie na tym zdjęciu). Swego czasu był to jeden z moich ulubionych widoczków w mieście, którego jedynym mankamentem był betonowy płot dookoła fabryki.

Helenów 3

Teraz wolę podziwiać park z drugiej strony stawów, patrząc właśnie w kierunku ulicy Północnej.

Dlaczego?

Helenów 4

Cóż, moja wizja Łodzi najwyraźniej nie pokrywa się z wizją "inwestora".

Helenów 2

Gdy zobaczyłem taki widoczek w kwietniu ubiegłego roku, nagle ten park wydał mi się bardzo egzotycznym miejscem na piknik.

Słowem wstępu

Jestem w takim szoku, że aż nie wiem co napisać.

Już dawno zwątpiłem, że może do tego dojść i... stało się! Założyłem bloga, który mam zamiar poświęcić miastu, które uważam za swoje, mimo, że mieszkam od jego granic około trzydziestu minut komunikacją miejską. Siłą rzeczy nie będę się trzymać granic administracyjnych Łodzi zbyt restrykcyjnie. Dobrze, może się nawet momentami okazać, że przekroczę je stanowczo i brutalnie, ale obiecuję, że nic z poza województwa się tu nie znajdzie (od razu zaznaczę, że zdarza mi się niekonsekwencja).

Fakt, że teraz to wszystko piszę jest o tyle bardziej absurdalny, że sesja już się skończyła i nie mogę się nawet wytłumaczyć, że blog jest moim zajęciem zastępczym.

Nie wiem, jak ten blog będzie wyglądać, chociaż jeszcze parę godzin temu sprawa wydała mi się rozstrzygnięta. Chciałbym pewnej spójności mimo wszystko, zwłaszcza, że jako osoba nie obdarzona talentem fotograficznym tak hojnie, jak niektóre osoby, do których odnośniki znaleźć można z prawej strony, nie mam poza spójnością wiele do zaoferowania. Będzie więc problem, gdyż moja wymyślna i przegenialna koncepcja ogólna właśnie w moich oczach stała się banalna i głupia.

Ale dam radę.

A jak nie, to już od poniedziałku mam zajęcie zastępcze zwane studiami.